Legendy

Pierścień zaręczynowy.

Pewnego pięknego letniego dnia 1656 r. właściciel zamku Gryf, Christoph Leopold Schaffgotsch, udał się ze swą niedawno poślubioną małżonką na Kruczą Górę znajdującą się na północ od zamku. Miała ona stamtąd podziwiać piękną panoramę okolicy i rozległe włości swojego małżonka. Pobyt na wzgórzu przedłużał się. Kiedy oboje państwo zamierzali już wracać do zamku, Christoph Leopold zauważył, że zgubił noszony na palcu pierścień zaręczynowy. Poszukiwania drogocennej pamiątki były daremne. Szczególnie małżonka Christopha Leopolda Schaffgotscha była dotknięta stratą. Jej troska stała się jeszcze większa, kiedy miejscowa wieszczka, „Stara Hanna”, do której udano się po pomoc, stwierdziła: „Jeśli pierścień się nie odnajdzie, ród Schaffgotschów wkrótce wymrze.” Kiedy minął rok młodzi małżonkowie, kierowani być może nadzieją, znów udali się na Kruczą Górę. Na wierzchołku rozłożono duży dywan a Państwo spoczęli na nim aby spożyć posiłek. Wtem, zwabiona pewnie zapachami, przemknęła opodal mała myszka.  Skryta za kępką trawy ciekawie przyglądała się przybyszom. Nagle w jej kierunku skoczył służący i zręcznym ruchem złapał stworzonko. Ale młodą panią zdjęła litość i kazała mu puścić ją wolno: „Wypuść ją! Kto wie, może przyniesie nam to szczęście?” Myszka czym prędzej skorzystała z okazji i szybko czmychnęła w zarośla. Po spożyciu posiłku wszyscy ponieśli się i zaczęli zbierać się w drogę powrotną. W pewnej chwili młoda pani ku swemu zdziwieniu znów zauważyła wypuszczoną niedawno myszkę. Ku wielkiej jej radości dostrzegła w pyszczku zwierzątka zgubiony przez jej małżonka przed rokiem pierścień zaręczynowy. Myszka położyła pierścień przed zaskoczoną panią i ponownie znikła wśród zarośli. Wielka radość i poczucie ulgi zapanowało w sercach młodych małżonków a na pamiątkę tego zdarzenia Christoph Leopold Schaffgotsch wzniósł w miejscu tak osobliwego znalezienia pierścienia kaplicę ku czci swego patrona.

 

 

Legenda o Gryfie.

Nieopodal wsi Kotlina za dawnych czasów, na górze, która dziś nosi nazwę Kocioł (niem. Kessel) i osiąga wysokość 721 m stał zamek rycerza Hermanna von Kessel. Kiedy pewnego razu udał się on na wojnę z Maurami, jego zamek zajęty został przez pewnego rycerza-rabusia. Ten obrabował go i zniszczył. Z napadu ocalał syn rycerza, mały Gottschalk. Uratował go wierny służący wyprowadzając z zamku przez tajemne przejście. Zaprowadził go do pobożnego pustelnika Wolfganga, który w górskim odludziu koło dzisiejszej wsi Przecznica wzniósł pustelnię i kaplicę. Tam pewnego razu młody Gottschalk poznał Erlindę, jedyną córkę rycerza Kunza von Kahlenberg i pokochał ją. Ale jak on, biedny i nie okryty sławą, mógł marzyć o poślubieniu pięknej Erlindy? Aby skłonić ojca ukochanej do zgody na ślub nie wystarczała odwaga i szlachetność serca.

Pewnego dnia gruchnęła po okolicy straszliwa wieść. W pobliskie góry przybył bowiem okropny potwór, pół orzeł, pół lew o wielkich, błoniastych skrzydłach i wybudował gniazdo na wielkim dębie. Strach i groza padły na mieszkańców okolicy, bowiem gryf, tak zwano tego potwora, pustoszył nie tylko pola ale napadał także na bydło i owce. Zdarzało się, że porywał także dzieci. Gryf nie miał on jeszcze potomstwa. Co będzie kiedy pojawi się jego przychówek?
W chwili wielkiego zagrożenia dla kraju książę śląski zwrócił się z apelem do jego mieszkańców: Kto zdoła pokonać gryfa i jego potomstwo, ten zostanie nagrodzony jak na księcia przystało. Słysząc to Gottschalk z Kotliny natychmiast postanowił stanąć do walki i zdobyć nagrodę a z nią także ukochaną Erlindę. Ukrył się w pobliżu dębu, na którym znajdowało się gniazdo gryfa i wyczekiwał kiedy potwór opuści gniazdo. Kiedy to nastąpiło wdrapał się na drzewo i podpalił siedzibę gryfa. Znajdujące się w gnieździe młode udusiły się w kłębach dymu i spłonęły. Widząc z daleka co się dzieje gryf lotem błyskawicy rzucił się w kierunku gniazda aby stłumić płomienie wielkimi skrzydłami. Machając nimi rozniecił jednak jeszcze większy płomień i poparzony spadł na ziemię. Tutaj czekał na niego Gottschalk, któremu pokonanie ciężko zranionej i osłabionej bestii nie sprawiło już większej trudności. Książę dotrzymał słowa i ofiarował dzielnemu młodzieńcowi rozległe włości nad Kwisą, od gór aż po Gryfów Śl., zaś jako dziedziczną siedzibę dla młodej pary książęcy zamek, nazwany od tej pory Gryfem oraz nadał mu miano Gottschalk z Gryfa.

 

 

Skarb młynarza.

Czarne psy z błyszczącymi ślepiami i wielkimi jęzorami czujnie pilnują skarbu młynarza, który ukryty jest w jednym ze wzgórz koło Krzewia Wlk. Skały, które znajdują się na zachodnim zboczu wzniesienia określają miejsce, gdzie on spoczywa. Nie jest łatwo go zdobyć. Tylko ten, kto urodził się w niedzielę może go wydobyć, jeśli dokładnie będzie się o to starał obserwując tajemne znaki w czasie nocy Walpurgi .

Pewnego razu pewna biedna dziewczyna z Krzewia Wielkiego urodzona w niedzielę, wracała w pierwszą noc majową z odwiedzin w Gryfowie Śl. do domu. Dotarłszy w pobliże wzgórza zobaczyła nagle nad nim wielobarwne światło. Zaciekawiona podeszła więc bliżej i znalazła strzeżone przez psy otwarte wejście do skał a w małym pomieszczeniu młynarza, który oglądał i liczył swoje skarby. Leżały przed nim drogocenne klejnoty, wspaniałe perły z Kwisy i stosy złotych monet. Zaskoczona i oślepiona blaskiem kosztowności stała dziewczyna jak osłupiała. Przerażenie spowodowane nieoczekiwanym widokiem nie minęło, kiedy młynarz zwrócił się do niej przyjaźnie: „Dobrze tu trafiłaś. Daję ci tu oto sto sztuk złota. Użyj ich na swoje wiano! Zmów za mnie Ojcze nasz. Za sto lat znów będzie można mnie tu znaleźć.” Dogłębnie poruszona uciekła stamtąd i opowiedziała w domu co się jej przytrafiło. Nazajutrz obejrzano dokładnie skały ale niczego nie znaleziono.

 

 

Czarna Dama.

Pałac w Wieży koło Gryfowa Śl. był bardzo stary. Już w czasach, kiedy mieszkańcy małej wioski Wieża wymarli na zarazę, spoglądał on dumnie ze stromej, skalistej krawędzi doliny Kwisy na dolinę rzeki. W owym czasie zamek był w posiadaniu rycerza, którego żony, ze względu na jej zatwardziałość serca, chciwość i skąpstwo, bano się w całej okolicy. Pomimo jej wielkiego bogactwa biedni i chorzy nie znajdowali u niej pociechy ani pomocy i wielu proszących było przepędzanych bezlitośnie z zamku.

Tak obciążona winami władczyni pałacu nie mogła oczywiście po swej śmierci znaleźć łaski przed tronem Wiecznego Sędziego. Została ona skazana na tak długie, nieustanne błąkanie się na miejscu swej bezduszności aż jej skarby po sztuce złota rozda biednym i potrzebującym pomocy.

Pojawia się więc ona w pałacu i jego otoczeniu jako wysoka i czarno spowita postać. W dłoni dzierży drąg, na którym zawieszony jest srebrny dzwoneczek. Jeśli kogoś spotka, wzdychając przekazuje mu sztukę złota. Zaraz potem znów znika. Często jej pojawienie się w pałacu związane jest z pobrzękiwaniem łańcuchów i brzękiem monet.
Pewna biedna tkaczka z Giebułtowa była ze swym towarem na targu przędzą w Gryfowie Śląskim i zamierzała wrócić do domu drogą łączącą obie miejscowości. Noc już zapadła, kiedy przechodziła obok bramy majątku. Nagle usłyszała dźwięk dzwoneczka i kiedy spojrzała w kierunku skąd dobiegał, dostrzegła wysoką, czarną postać zjawy, która skinęła do niej prosząco. Skrępowana strachem zastygła tkaczka w bezruchu i nie mogła wydobyć słowa. Wtedy „Czarna Dama” przybliżyła się do niej, położyła jej sztukę złota w koszyku i znikła w ciemnościach nocy. Cicho pobrzmiewał jeszcze dzwoneczek na drodze tkaczki, która nadal stała w bezruchu cała drżąc i dygocząc. Potem jednak wróciła do Gryfowa Śl. i opowiedziała, co się jej przytrafiło. Nikt by jej jednak nie uwierzył, gdyby błyszcząca sztuka złota nie potwierdzała jej opowieści.